środa, 22 maja 2019

First couple

Give me love like her
'Cause lately I've been waking up alone
Paint splattered teardrops on my shirt...

 Jedną z bardziej ruchliwych ulic Londynu szła dziewczyna, na jej ustach błądził ledwie zauważalny uśmiech. Swoimi głębokimi, niebieskimi oczyma ukrytymi pod kapturem lustrowała mijających ją przechodniów. 
 Niektórzy patrzyli na nią nieufnie, inni w ogóle nie zauważali. Każdy pochłonięty własnymi zajęciami wpatrywał się jedynie w czubek swojego nosa.
 Ona doskonale zdawała sobie z tego sprawę i w głębi duszy nawet odpowiadało jej to . Gdyby któryś z nich poświęcił jej dłuższą chwilę uwagi, jak miałaby wykonywać swoje obowiązki?
 Jej wzrok przyciągnął mężczyzna przebiegający na czerwonym świetle przez ulicę. 
 Średniego wzrostu brunet, dobrze zbudowany, ciemne oczy, około trzydziestki. Te informacje mógł poznać każdy zainteresowany posiadacz uczciwej pary oczu, jednak blondynka nawet z tej odległości mogła odczytać o wiele więcej.
 Bogaty biznesmen, ze sporą sumką na koncie; markowe ubrania, garnitur Versace, koszula od Prady, srebrne spinki do mankietów, rolex. Człowiek sukcesu; znając te wszystkie szczegóły bez wahania można by powiedzieć - Osiągnął wszystko.
 Jednak dziewczyna widziała w nim jeszcze coś innego i właśnie to przyciągnęło jej uwagę. Tak na prawdę status społeczny, kariera czy pieniądze nie były dla niego ważne. W głębi duszy on, a za tym idąc również i ona doskonale wiedzieli że bez wahania oddałby to wszystko za uczucie.
 Liczne domy porozrzucane po całym kontynencie, dizajnerskie modele najdroższych samochodów, a nawet praca były tylko sposobami na to aby zapchać dziurę w sercu, która została tam po śmierci jego żony; miłości która zakorzeniła się w jego kruchym ludzkim sercu jeszcze w college'u.
 Znikąd na jej twarzy pojawił się szeroki uśmiech w końcu znalazła, to właśnie ten mężczyzna stał się jej celem na dziś. Bez ostrzeżenia zrobiła zwrot w tył tym samym uderzając w kogoś i gdyby nie mocny uścisk znokautowanego przez nią kilka sekund temu chłopaka z całą pewnością zderzyła by się z betonowymi płytami chodnika.
 - Dziękuję... - nie wyraźnie udało się jej wyszeptać, kiedy jeszcze kurczowo trzymała się swojego "wybawcy".
- Oj, Ang o ile pamiętam jakoś nigdy nie miałaś problemów z koordynacją ruchową - dziewczyna usłyszała melodyjny głos i w jednej chwili odskoczyła jak oparzona.
Szopa rozczochranych kasztanowych włosów , szmaragdowo-zielone kocie spojrzenie i ten wyzywający uśmiech, na dodatek głoś którego nie mogła by pomylić z żadnym innym.
 W jednej chwili blondynka momentalnie zbladła, a z jej twarzy zniknęło całe szczęście spowodowane wykonaniem zadania. Sly Devil, już samo imię i nazwisko doskonale określało jego osobę. Przebiegły, pomysłowy siedemnastolatek, na swój sposób nawet czarujący, ale przede wszystkim zły do szpiku kości.
 Dziewczyna gdy tylko zorientowała się z kim ma do czynienia bez słowa wyminęła chłopaka i szybkim krokiem skierowała się w jedną z ciemnych uliczek, byle tylko nie narażać niewinnych ludzi. Jej serce biło coraz głośniej, z każdą sekundą jej oddech przyśpieszał, słyszała za sobą kroki stłumione przez pobliskie budynki.
 Chłopak był szybki, za szybki... Z odległości kilku dziesięciu metrów słyszała jego krzyk.
- Przede mną nie uciekniesz! - ale te pogróżki tylko motywowały ją do szybszego biegu.
Z pozoru z ciemnego zaułka nie było wyjścia, ale dziewczyna wiedziała że to nie prawda. Nawet nie próbowała dobiec do wysokiego płotu przy końcu uliczki, była szybka ale nie na tyle. Na dłuższy dystans nie miała z nim najmniejszych szans.
 - Czego chcesz!? - w końcu przystanęła i powoli odwróciła się w jego stronę, musiała grać na zwłokę.
- Ciebie - nie mówił głośno, ale ona doskonale go słyszała. Te słowa w połączeniu ze spojrzeniem jakim ją obrzucił wywoływały u niej ciarki.
- Czemu? - to było jedyne na co w tej chwili było ją stać.
- Przeciwieństwa się przyciągają - puścił do niej oczko.
 Dziewczyna nie wiedziała już co mu odpowiedzieć w tej chwili chciała się tylko stąd wydostać. Z resztą, co mu przyszło do głowy? Jasne był przystojny temu nie dało się zaprzeczyć, ale od dziecka walczyli po przeciwnych stronach. Dopiero teraz uświadomiła sobie że przecież rozmawia ze Sly'em, a to oznaczało jedno; wszystko sprowadza się do gry.
 - Podejdź - teraz już wiedziała co musi zrobić - Chcę Cię dotknąć - niemalże wymruczała niskim, uwodzicielskim głosem i wyciągnęła rękę w stronę jego policzka.
Teraz to on stracił grunt pod stopami, spodziewał się wszystkiego ale tych czterech słów nikt by nie przewidział. Chyba to właśnie to, zaskoczenie spowodowało że zdecydował się spełnić prośbę. Z każdą chwilą odległość pomiędzy nimi niebezpiecznie się zmniejszała.
 Dziewczyna miała coraz większe wątpliwości co to tego całego "planu", ale za wszelką cenę starała się tego nie okazywać. "Żeby tylko się nie zorientował, żeby tylko się nie zorientował" powtarzała jak mantrę. Na całe szczęście swoją całą uwagę skupił na niej i nawet przez myśl mu nie przeszło żeby spojrzeć w górę.
 Już tylko dziesięć, dziewięć, osiem... Trzy metry dzieliły ich od siebie. On z coraz większym uśmiechem, ona z kamienną twarzą. Zatrzymał się, powoli wyciągną rękę do przodu, pogładził ją po policzku. Miała racje, zaraz po tym zamachnął się drugą pięścią w kierunku jej twarzy ale ona była szybsza.
 Zacisnęła powieki, żeby nie widzieć jego twarzy, przeniosła ciężar z jednej nogi na drugą i wykonała wykop z półobrotu. Pomiędzy budynkami echem rozniosło się wycie bruneta, który zgięty w pół runął na ziemie.
 Blondynka cofnęła się do tyłu i zanim jeszcze zorientował się co chce zrobić, zaczęła biec w jego stronę ze średnią prędkością. Wybiła się na jego plecach i skacząc w górę uchwyciła się jednej z drabinek, będącej elementem schodów przeciwpożarowych.
 Dziewczyna wdrapała się na dach i mimo, że nie groziło jej już żadne niebezpieczeństwo biegła ile sił w płucach.

piątek, 4 stycznia 2013

Each love starts here

 Niepozorna kawiarenka na uboczu miasta. Ceglasty budynek z niewielkim balkonikiem tuż nad drzwiami, cały porośnięty bluszczem.  Małe kwadratowe okienka, czerwone dachówki, dym unoszący się z komina.
 Szyld, a na nim z pozoru nieadekwatna nazwa... "Heart of London". W końcu jak można mianować sercem miasta tętniącego życiem coś tak oddalonego od wizji mieszkańców? London Eye, Westminster, Tower Bridge, Hyde Park... Większości londyńczyków to właśnie te miejsca utożsamia  z tym pojęciem.
 Żaden z nich nawet nie domyśla się że to tutaj, a właściwie parę metrów wyżej kryje się napęd który każdego dnia podtrzymuje ich przy życiu. Spaja ich kruchy świat w całości, nie pozwalając na to aby się rozpadł.